Powrót - Bajki z dzieciństwa

Odchodzimy wciąż, powracamy. A później z perspektywy czasu rozpamiętujemy, starając przypomnieć sobie szczegóły i towarzyszące w przeszłości emocje. 

Czas, do którego wracamy ze szczególnym sentymentem, to z pewnością dzieciństwo. Czas beztroski i  zabawy. Gdy strudzeni po całym dniu, spędzanym na podwórku lub w przedszkolu wracamy do domu, czasami włączamy telewizor, a wtedy przenosimy się do innego świata. Do bajkowej rzeczywistości, która bawi, ale i uczy.

Niektóre bajki oglądamy po prostu dla zabawy i humoru, jakie nam przynoszą. Po obiedzie, czy w wolnej chwili. Moje dzieciństwo było przepełnione takimi tytułami jak „Krecik” czy „Reksio”. Jednakże, jeśli chodzi o bajki zamknięte w odcinkowych historiach, najbardziej lubiłam „Flinstonów” i „Boba Budowniczego”. Moim ulubionym elementem tej bajki były samochody: koparka, betoniarka, dźwig... Jako mała, słodka dziewczynka nie przepadałam za lalkami. Klocki Lego i resoraki to był mój żywioł! A moja obsesja na punkcie samochodów z wiekiem ciągle się pogłębiała. „Flinstonowie” też mieli auta, które napędzali siłą swoich nóg. Ale w tym serialu urzekły mnie ludzkie postacie. Warto wiedzieć, że historia Flintstonów i ich przyjaciół - Rubble’ów - oparta jest na sitcomie, który był pierwowzorem polskich „Miodowych lat”. Lubiłam również „Aparatkę”, której nie mogłam oglądać, gdy zmieniono stację, która ją nadawała, czy „Odlotowe Agentki”. Ostatni tytuł nie cieszył się dobrą opinią mojej mamy, a ja z perspektywy czasu muszę przyznać Jej rację. Gdy jakiś czas temu natknęłam się na bajki, jakie dziś serwuje telewizja najmłodszym odbiorcom, sama naprawdę się przeraziłam. Zastanawiam się czy teraźniejsze odcinkowe bajki są na tak niskim poziomie, czy jestem do nich uprzedzona, a każde pokolenie ma bajki, które towarzyszyły im w dzieciństwie i uważa je za najlepsze, a nowsze twory za nieodpowiednie. 

Czym innym są jednak bajki zamknięte w odcinkowej formie, a inną magię kryją w sobie historie opowiedziane w filmie. Muszę przyznać, że nie wracam do serialowych bajek. Inaczej dzieje się z pełnometrażowymi produkcjami. Wciąż chętnie je odświeżam. W mojej ocenie przetrwały próbę czasu. Jednakże tylko kilka tytułów znacząco na mnie wpłynęło. Każdy z nas w swojej pamięci ma tytuły, które były dla niego szczególnie ważne. Tylko nieliczne wywarły  na nas wpływ, zmieniły nas, naprawdę nas czegoś nauczyły, i teraz wciąż do nich wracamy. Chciałabym przedstawić Wam kilka tytułów, które były takie  dla mnie.

Król Lew


Film, którego nie trzeba przedstawiać. Chyba każdy widział go choćby raz, albo chociaż o nim słyszał. W oczach wielu z nas przeszedł już do historii jako film kultowy.  Doskonała muzyka, niesamowicie silne przesłanie, wzruszające sceny...  Muszę jednak przyznać, że gdy oglądałam go jako  małe dziecko – nie płakałam. Zaczęłam to robić dopiero kilka lat temu i z każdym seansem jest coraz gorzej. W fontannę  zamieniam się jeszcze parę minut przed śmiercią Mufasy i z drobnymi przerwami, stan ten utrzymuje się do napisów końcowych. 

Rzadko w bajkach dla dzieci zdarza się śmierć jednego z głównych bohaterów. Tym bardziej w środku akcji filmu, a jeszcze rzadziej jest to morderstwo. Długo planowane i wyczekane, a zabójcą jest brat. Rzadko kiedy odczuwam tak bezsilną nienawiść do filmowych postaci. Choć od pierwszych chwil, gdy pojawił się na ekranie widzimy kim jest ten lew, jego dwulicowość i żądzę władzy, która przysłania mu świat. Jego zdrada i tak jest niespodziewana i bolesna. Poza najbardziej charakterystyczną sceną, w której wbija pazury w łapy Mufasy, a następnie zrzuca go do wąwozu, jeszcze silniej oddziałuje na mnie moment, gdy Skaza wmawia Simbie, że to on jest odpowiedzialny za całe zajście. Poczucie winy, które w nim zakorzenił jest tak silne, że nie chce nawet myśleć o powrocie na Lwią Ziemię. 

Bardzo ważnym momentem jest dla mnie również scena, gdy Simba spotyka Rafiki, a następnie patrząc w głąb siebie, dostrzega Mufasę. Cały film przepełniony jest wieloma mądrościami, nawet w tak krótkim fragmencie dowiadujemy się, że „...przeszłość często boli. Można od niej uciekać lub też wyciągać z niej jakieś wnioski." A chwilę później odkrywamy, że ojciec Simby żyje w nim, a on sam ma pamiętać kim jest.  Nie możemy zapomnieć również o Muzyce, muzyce przez wielkie „M”, którą zresztą nagrodzono Oskarem. Mogłabym opisać wszystkie wykorzystane w filmie piosenki po kolei, ale wtedy ten wpis przybrałby niebezpiecznie duże rozmiary. Jeśli są wśród Was fani tego filmu, zachęcam do odwiedzin tej strony, gdzie znajdziecie szkice, które powstały podczas tworzenia animacji. 



Oczywiście widziałam również kolejne części, ale pierwsza z nich jest zdecydowanie najlepsza.  Drugą oglądałam jednak prawie równie często. Najczęściej, aby zaspokoić niedosyt.  „Czas Simby” – tutaj historia zatoczyła koło. Widzimy jak blizny z przeszłości wpływają na obecną sytuację. Ta jednak zdecydowanie się odwróciła. Początkowo ani Kovu, ani Nala nie pragną władzy, a ich miłość jest zakazana. Zupełnie inaczej niż w pierwszym filmie, gdzie Simba i Kiara byli przewidziani na następców tronu już od dzieciństwa.  Pierwszy film zdominowała mądrość wypowiedziana przez doświadczonego Mufasę - „Pamiętaj kim jesteś”, w drugiej części ważne przesłanie wygłosiła młoda  Nala – „My i oni to jedno". Korzystając z okazji... Kovu swoim wyglądem zdecydowanie przypomina nam Skazę. Jednakże, gdy poznajemy tę postać dowiadujemy się, że został on przez niego jedynie przygarnięty. Ale cały film, teksty piosenek, ale i dialogów wciąż świadczą o tym, że Kovu jest synem Skazy. Twórcy zapewne próbowali uniknąć takiej możliwości, gdyż gdyby tak było, jego związek z Nalą byłby kazirodczy.  

Kilkanaście już lat temu, przeczytałam lub usłyszałam gdzieś, że dobra bajka dla dzieci bawi ludzi w każdym wieku - zarówno najmłodszych, jak i dorosłych odbiorców. Każdy znajdzie interesujące go wątki, humorystyczne momenty, wartościowe sceny. Choć oczywiście, każda grupa wiekowa zwróci uwagę na inne sytuacje.  W taką definicję idealnie wpisuje się „Król Lew”.


SpiritOfTheCimarron_box - Mustang z Dzikiej Doliny
http://www.imperial-cinepix.com.pl/products/
1534-MUSTANG-Z-DZIKIEJ-DOLINY

Mustang z Dzikiej Doliny

Przeglądając komentarze Internautów na temat tego filmu, wpadłam w lekką konsternację.  Wiele osób zachwalało filmy "Disney’a", jakoby ten był jednym z nich.  „Mustang”  to dzieło amerykańskiej wytworni  "DreamWorks", która jest odpowiedzialna także za wykreowanie takich hitów jak: „Shrek” czy „Madagaskar”.  Oczywiście znam i lubię te filmy, ale „Mustang z Dzikiej Doliny” to bajka innego rodzaju.  Nie znajdziemy tutaj mnóstwa śmiesznych momentów, przewijających się przez cały film, chociaż humorystycznych momentów i tutaj nie brakuje.  Film opowiada historię pewnego dzikiego wierzchowca, który podążając za swoją ciekawością, wplątał się w kłopoty.  

Nie jest to jednak typowa bajka ze zwierzętami. Przez cały film żaden z koni nic nie mówi.  Znamy jedynie myśli głównego bohatera, który jest narratorem tej opowieści. W filmie nie zabrakło jednak ludzi, którzy są jedynymi mówiącymi postaciami. W żaden sposób nie ujmuje to tej produkcji. Moim zdaniem jest wręcz przeciwnie. Film pozwala docenić nam rolę komunikacji niewerbalnej. Bo chociaż konie nie wypowiadają ani jednego słowa, doskonale wiemy co chcą powiedzieć, co czują i myślą.  

Mustang to niezłomny wierzchowiec, który walczy o swoją wolność. Mimo wysiłków ludzi, nie udaje im się go złamać. Choć z tym stwierdzeniem można polemizować, nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów, bo wiele osób tego filmu nie widziało. Przy okazji możemy dowiedzieć się co nieco o historii Ameryki i zobaczyć ją z innej perspektywy.  Można by powiedzieć, że film ten jest bardziej „realny”. Nie poznajemy losów zwierząt, które zachowuję się jak ludzie, ale mamy do czynienia z historią, która mogłaby, a po części wydarzyła się naprawdę. Oglądając ten film możemy inaczej spojrzeć na historię Ameryki i traktowanie zwierząt, stosunek człowieka to innych istot, które są mu nieposłuszne.

Muszę przyznać, że film ten opowiada piękną i smutną historię. Niesie ze sobą mnóstwo przesłań i kilka wątków, nad którymi możemy się pochylić. Dotyka problemu ciekawości, zaufania, wolności, walki, ale i pokazuje także ludzką naturę.  Moim zdaniem jest to jeden z najpiękniejszych filmów animowanych jakie kiedykolwiek widziałam.  Pod przykryciem pozornie prostej historii jej twórcom udało się przemycić wiele wątków i wartościowych momentów. Mustang przepełniony jest wzruszającymi, poruszającymi momentami. Całości dopełnia niesamowita ścieżka dźwiękowa. Ostatnio natknęłam się na cover jednego z utworów użytych w filmie i ta wersja całkowicie mnie oczarowała. 


Doskonale pamiętam jakie wrażenie zrobiła na mnie ta animacja, gdy oglądałam ją po raz pierwszy. Początkowo myślałam, że to zwyczajny film, a nie rysunkowa opowieść.  Trzeba przyznać, że grafika zrobiła na mnie ogromne wrażenie. A sam „Mustang” wciąż był przewijany na mojej kasecie na nowo. Odnoszę wrażenie, że wiele osób w moim wieku nie widziało, ani nawet nie słyszało o tym filmie. Osobiście uważam, że jest odrobinę niedoceniony i bardzo tego żałuję.


Mulan


Nie jest dla mnie filmem, tak ważnym jak dwa opisane wyżej, nie tak często przeze mnie maltretowanym i nie aż tak wzruszającymi. Może dlatego, że głównymi bohaterami nie są zwierzęta? :p Ale podczas tego filmu też możemy znaleźć parę momentów, przy których będziemy potrzebowali chusteczek.

Jednakże doceniam go coraz bardziej, z wiekiem dostrzegam więcej ważnych momentów i bardziej doceniam odwagę Mulan. Córki, która aby chronić ojca, idzie do wojska, narażając się na śmierć. Prawdopodobnie robi to także, aby przynieść honor rodzinie i udowodnić innym lub też sobie, że coś potrafi. Poznajemy ją bowiem, gdy udaje się do swatki, a jej wizyta tam kończy się katastrofą. Ten film pokazuje walkę o prawa kobiet. Mulan pokazuje, że kobieta może być dobrym żołnierzem, może być sprytna, inteligenta, uratować życie swojego dowódcy, a także ocalić cesarza i cały kraj. 

Podobno Mulan istniała naprawdę. To dodaje tej historii wyjątkowości.  W końcu bohaterką bajki jest kobieta, ale nie kobieta – księżniczka, a prawdziwa wojowniczka.  Mulan nie szanuje zasad, nie trzyma języka za zębami, mówi to co myśli, a często myśli  zdecydowanie inaczej niż otaczający ja ludzie. 

Film przepełniony jest akcją, wartką akcją. Nie zwalnia ani na moment. Mulan jest kolejną postacią, która mówi o tym, że warto być sobą, nie należy udawać kogoś innego (przekornie udając mężczyznę przez większość filmu :P).

 

Harry Potter


Zdaję sobie sprawę, że jestem odrobinę monotematyczna, ale z Harrrym poznałam się na początku 2002 roku, kiedy miałam skończone 5 lat. Możemy też uznać, że nie pasuje do tego zestawienia. Tak, nie jest to bajka dla dzieci, ani film animowany. Ale pierwsze dwie części w pewien sposób pełniły dla mnie taką rolę. Czy ma jakiś sens pisanie, że ten film był dla mnie ważny, a właściwie nadal jest? Chociaż wiele osób czeka, aż wreszcie z niego wyrosnę, myślę że zawsze będzie dla mnie w pewien sposób istotny. 

Pierwsze trzy części miałam początkowo na kasetach wideo i  maltretowałam je tak często, że obecnie nie są już w najlepszym stanie. Jedynka, dwójka i trójka mają dla mnie szczególne znaczenie. Kolejne, które miały premierę później, kiedy byłam już odrobinkę starsza,  nie miały w sobie tej niesamowitej magii, która oczarowała mnie w „Kamieniu Filozoficznym”. Na następne części patrzyłam  już w inny sposób. A dodatkowo „Czara Ognia” była pierwszą częścią, którą najpierw przeczytałam, a później obejrzałam ekranizację. Od tego czasu moje spojrzenie na te filmy zdecydowanie się zmieniło.

 

Czarownica



Wariacja na temat historii z dzieciństwa. Film jeszcze świeży, jego premiera miała miejsce w ubiegłym roku. Nie jest więc produkcją, do której wracam setny raz, oglądając ją nie przypominam sobie wspomnień z najmłodszych lat. To nowe spojrzenie na historię, którą opowiadano nam w dzieciństwie. To film, o którym nie zapominamy kilka dni po jego obejrzeniu.  


To wariacja na temat historii „Śpiącej Królewny”. Poznajemy ją z innej perspektywy. W końcu głos zabiera Diabolina, która do tej pory nie mogła się bronić.  Należy zapomnieć o złej czarownicy i biednej królewnie. Należy zapomnieć o schematycznym podziale na czarne i białe, na dobre i złe. Ten film, skierowany głównie do najmłodszych, pokazuje że nikt nie rodzi się złym, nie ma ludzi bezwarunkowo dobrych, ani tym bardziej bezwarunkowo złych. Disney znów prezentuje nam motyw zdrady i zemsty, ale uświadamia nam także jak bardzo można jej żałować. „Czarownica” to opowieść o prawdziwej miłości. 

W filmie widzimy konflikt między niezwykłymi stworzeniami, a ludźmi, którzy oślepieni żądzą władzy dopuszczają się kolejnych niegodnych występków. Historię tę poznajemy z perspektywy Diaboliny, która później rzuca klątwę na małą Aurorę. Przede wszystkim poznajemy motywację tego czynu. 

Mimo niesamowitego klimatu, który stworzyli twórcy, niezwykłej oprawy muzycznej i wizualnej, przez efekty specjalne, scenografię, aż po kostiumy, największe wrażenie zrobiła na mnie Angelina Jolie. Fenomelna w każdej minucie filmu, miotana skrajnymi emocjami. Ciekawym smaczkiem są trzy wróżki, jedna z nich – Knotgrass – do złudzenia przypomina profesor Umbridge. Oczywiście gra ją ta sama aktorka – Imelda Staunton, której różowy strój tylko potęguje te skojarzenia.  



Moje dzieciństwo było przepełnione wieloma filmowymi animacjami. Nie mogłabym ich całkowicie pominąć. Absolutnym faworytem przed długi czas były bajki wytwórni "Disney". Często oglądałam takie tytuły jak: „Kopciuszek”,  „Mała Syrenka”,  „Zakochany Kundel”, „Miecz w kamieniu”, „101 Dalmatyńczyków”, „Księga dżungli”, a później także  „Auta”, „Ratatuj” i „Wall-e”. Bajki wytwórni DreamWorks były dla mnie przede wszystkim świetną zabawą, zdecydowanym faworytem był „Shrek” i Madagaskar”, ale nie mogę pominąć  też „Rybek z Ferajny”. Listę często oglądanych i lubianych przeze mnie bajek zamyka „Ekspres Polarny” i „Epoka Lodowcowa”.

Dlaczego więc zdecydowałam się jedynie na ich wymienienie? Są to tytuły, które bardzo lubiłam i czasem zdarza mi się, któryś z tym filmów oglądać. Jednak to „Król Lew”, „Mustang z Dzikiej Doliny” czy „Mulan” są filmami, do których lubię wracać, były i są dla mnie, z różnych względów, szczególnie ważne. Czegoś mnie nauczyły, ale również wywoływały i wciąż wywołują mnóstwo emocji. W jakiś sposób mnie zmieniły i wpłynęły na to jaką osobą jestem. 

Z perspektywy czasu zastanawiam się jak te bajki, które uznałam za najważniejsze świadczą o mnie. Z drugiej jednak strony dochodzę do wniosku, że jako mała dziewczynka byłam zdecydowanie bardziej stabilna emocjonalnie i nie zamieniałam się w fontannę podczas oglądania każdego z tych filmów. 

Które z bajek z dzieciństwa Wy najlepiej wspominacie? Jakie tytuły zrobiły na Was największe wrażenie? Zdarza Wam się nadal je oglądać?