Zawsze i wszystko, dla większego dobra
Albus Dumbledore. Synonim dobra i mądrości. Niezwykle uzdolniony,
wyrozumiały, cieszy się naszym ogromnym zaufaniem. Jeden z największych
czarodziejów wszech czasów. Severus Snape. Nieuczciwy, podstępny, znęcający się nad uczniami. Kłamca, dwulicowy tchórz i zdrajca.
W ostatnim tomie „Harry’ego Pottera” nasze spojrzenie na te postacie zmienia się o
180°. Dopiero wtedy zaczynamy je poznawać.
Wtedy właśnie wszystko wywraca się do góry nogami. Snape tak
naprawdę przez cały ten czas stał po naszej stronie? A tak bezgranicznie dobry Dumbledore maczał palce w Czarnej
Magii? Okazuje się, że przez sześć poprzednich tomów wcale nie poznaliśmy wyżej
wymienionych postaci. To co o nich wiedzieliśmy, było tylko małym ułamkiem
prawdy, którą przed nami skrywali. Przez sześć lat inni bohaterzy sagi
J.K. Rowling widzieli tylko ich maski.
Jakiś czas temu powstał wpis dotyczący śmierci poszczególnych bohaterów w cyklu,
zwróciliście uwagę na nieobecność Snape’a. A postać dyrektora była potraktowana
po macoszemu. Względem tych dwóch
bohaterów mam bardzo mieszane uczucia i wiele wątpliwości. Od kilku miesięcy
przymierzam się do tego, aby się nimi z Wami podzielić i zapytać o Waszą
opinię.
Będzie to lista moich zarzutów i zażaleń wobec dwóch postaci,
ale chciałabym zaznaczyć, że bazuję wyłącznie na książkach, bo tylko tutaj
naprawdę możemy dowiedzieć się czegoś o wyżej wspomnianych bohaterach. W żaden
sposób nie chciałabym krytykować sposobu przedstawienia postaci, a raczej przeanalizować ich osobowości i opisać moją ocenę ich zachowań. Jest to
zagłębienie w świat wykreowany przez Panią Rowling, z perspektywy fana, który uwielbia
rozkładać magiczny świat na czynniki pierwsze i analizować całą fabułę pod różnymi kątami.
Dla większego dobra
Albus Dumbledore początkowo był dla mnie wyobrażeniem
chodzącej mądrości. Jest bohaterem niezwykle mądrym, inteligentnym, niebywale uzdolnionym. Ale jednocześnie jego intencje nie są do
końca czyste. Przez cały czas trwania
sagi był chodzącą mądrością, symbolem dobra, zrozumienia. To przykład idealnego
nauczyciela: surowy, ale wyrozumiały, pełny zrozumienia. Osoba, której
bezgranicznie ufaliśmy, osoba, która na zaufanie to zdecydowanie sobie
zapracowała. I w pewnym monecie, w moim odczuciu zaufanie to całkowicie
zrujnowała. Nie był osobą bezwarunkowo dobrą i
tego właśnie swoich czytelników nauczyła J.K. Rowling. Nic, ani nikt,
nie jest czarno-białe. Nikt nie jest całkowicie dobry, czy całkowicie zły. To
od nas zależy, jaką drogą pójdziemy.
We wszystkich tomach Albus Dumbledore kreowany jest na autorytet,
wyjaśnia Harry’emu, a więc także i nam, zawiłości świata czarodziejów i pozwala
nam odkrywać tajemnie Voldemorta. Z drugiej jednak strony, jak sam przyznał
popełnił błąd. Błąd starego człowieka. Moim zdaniem nie polega on jednak tylko na tym, że chciał Harry’ego
ochronić i pozwolić nacieszyć się młodością, nie mówiąc mu całej prawdy. Pewnego rodzaju żal mam do niego o brak tej
ochrony. Oczywiście, gdyby dyrektor postąpił tak, jakbym sobie tego życzyła,
Harry nie odnalazłby Kamienia Filozoficznego, ani nie wziął udziału w Turnieju
Trójmagicznym i nie mielibyśmy o czym
czytać, ale zachowanie, na które chcę
zwrócić uwagę, jest dla mnie zastanawiające. Już w pierwszym tomie Harry naraża
swoje życie, ale także życie przyjaciół, aby ratować Kamień Filozoficzny przed Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Dumbledore zdawał sobie
sprawę, że Quirrell spiskuje, kazał mieć na niego oko Snape’owi. Jest także
świadomy tego, że Harry wie o tym, co jest ukryte na trzecim piętrze. Niejako
sam zapoznał go z działaniem lustra Ain Eingarp, wysłał mu pelerynę niewidkę i
to niejednokrotnie. Dyrektor
wiedział również, że Harry nocami włóczy
się po zamku i wciska nos w nieswoje sprawy. Zamiast go powstrzymać, pomagał mu
rozwiązać tę zagadkę. Niejako z moimi spostrzeżeniami zgadza się sam Harry,
który pod koniec pierwszego tomu wypowiada takie słowa:
„..Myślę, że chciał mi dać szansę. [...] Wiedział, co
zamierzamy zrobić i zamiast nas powstrzymać, pomagał nam, żebyśmy potrafili
tego dokonać. Uczył nas. To nie był przypadek, że pozwolił mi odkryć jak działa
to lustro. Jakby uważał, że mam prawo zmierzyć się z Voldemortem, jeśli tylko
zdołam...”
Harry Potter i Kamień Filozoficzny, strona 311
Pamiętajmy jednak, że Harry miał wtedy tylko 11 lat. Kamień Filozoficzny miał być bardzo dobrze
strzeżony, aby nie mógł wykraść go najgroźniejszy czarnoksiężnik, ale z owymi
zabezpieczeniami poradziła sobie trójka jedenastolatków. Był za młody, aby dowiedzieć się dlaczego
Voldemort próbował go zabić, gdy był niemowlęciem, ale walka z nim twarzą w
twarz(e) nie była problemem.
Delikatną ignorancją w kwestii bezpieczeństwa Harry’ego
Dumbledore wykazał się także w czwartej części. Turniej Trójmagiczny, który był
tak niebezpieczny... Wiemy, że do Czarnego Pana wyruszył sługa, a wokół dzieją się
dziwne rzeczy. Zamordowano mugola, który opiekował się domem ojca Voldemorta,
którego ten wcześniej zamordował. Zniknęła pracownica Ministerstwa Magii,
zaginęła w Albanii. Dyrektor zdawał sobie z tego sprawę, ale pozwolił czternastolatkowi
wziąć udział w turnieju, w którym ludzie
tracili życie. Jego nazwisko pojawiło się w Czarze Ognia w wyniku spisku i
wiemy już, że ktoś czyha na jego życie. Ale jakie to ma znaczenie? Są zasady, których trzeba przestrzegać i
koniec. Harry miał sprostać zadaniom, z którymi nie mógłby sobie poradzić, z
uwagi na brak wystarczającej wiedzy, do tego konkurował ze starszymi i lepiej wykształconymi
czarodziejami. Przez cały czas trwania Turnieju Dumbledore był honorowy i
uczciwy. W przeciwieństwie do dyrektorów pozostałych szkół, którzy przekazywali
swoim podopiecznym wszystkie wiadomości, jakie udało mu się zdobyć. Gdyby nie
pomoc Śmierciożercy, który chciał Pottera uśmiercić, ale we właściwym dla niego
momencie, Harry nie wyszedłby z Turnieju cało.
Jednakże podczas Turnieju znów zginał jego uczestnik,
zamordował go sługa Sami-Wiecie-Kogo, a on sam odzyskał swą moc. Jedynym świadectwem
potwierdzającym to zdarzenie, było słowo Harry’ego. Dumbledore zaufał chłopcu i przedstawił jego
wersję wydarzeń światu czarodziejów. Ten jednak z Ministerstwem Magii na czele
zaczął dyskredytować obu czarodziejów. Harry przedstawiany był jako obłąkany. Nikt mu nie wierzył, wszyscy wytykali
go palcami, odsunęli się od niego koledzy, wrogi okazał się nawet jeden uczeń
ze wspólnego dormitorium. Przez to, że
rodzice przyjaciela Pottera stanęli po jego stronie, jeden z ich synów zerwał kontakt z rodziną. Odwrócił się
od niego także sam Dumbledore, który tłumaczył to później, jako chęć ochrony. Dyrektor nie chciał go wysłuchać, nie chciał
się do niego zbliżać, ani nawet na niego patrzeć. Harry czuł, że stracił zaufanie jednej z
najważniejszej dla niego osób. Zostawił go, gdy on sam nie wiedział kim jest, i
co się z nim dzieje. Tym samym
Dumbledore umacniał go w przekonaniu, że coś jest z nim nie tak.
Gdyby rozmawiał z Harrym, dużo szybciej dowiedziałby się, jakie
sny podsuwa mu Voldemort i jakie wobec
niego ma plany. Gdyby z nim rozmawiał,
gdyby go wysłuchał, byłby w stanie zrobić więcej niż nakazać Severusowi nauczać
go oklumencji. Swoją drogą, od początku było wiadomo, że nie zakończy się to spektakularnym
sukcesem. Dumbledore nie powiedział
Harry’emu prawdy o jego relacji z Tomem Riddlem, aby go chronić. Ale te
same pobudki zniknęły gdzieś, gdy odsunął się od niego na cały rok:
„Za bardzo mi na tobie zależało. Bardziej mi zależało na
twoim szczęściu niż na tym, byś poznał prawdę, bardziej na twoim spokoju niż na
moim planie, bardziej na twoim życiu niż na życiu innych osób, które mogły je
stracić, gdyby cały plan zawiódł.” [W imię większego dobra? :)]
Harry Potter i Zakon Feniksa, strona 915
Z tej troski przysporzył mu jeszcze więcej bólu, cierpienia
i niepewności.
Można odnieść wrażenie, że Harry był dyrektorowi potrzebny
tylko do tego, aby „załatwić” sprawę z Voldemortem. Nigdy nie powiedział mu, że
wychowali się w tej samej miejscowości, że oboje stracili najbliższą rodzinę w Dolinie
Godryka. Nie powiedział mu o swojej
rodzinie, nie zdradził całości swojego planu odnośnie horkruksów. Zostawił
Harry’emu zadanie niemalże nie do wykonania, nie ujawniając całej swojej wiedzy. Nie powiedział mu o Insygniach Śmierci, a w
ten sposób mógłby go przed nimi ostrzec i uświadomić, że Czarny Pan będzie
szukał Czarnej Różdżki. Wymagał od niego tak wiele, ale w pełni mu nie zaufał,
bo bał się, że powtórzy jego błędy. I był tego bliski. W końcu nie powiedział
nic o swojej przeszłości. Jak trafnie zauważył Harry: młody Dumbledore
fascynował się czarną magią. Był bardzo młody... Tak, był w tym samym wieku co
Harry, który poświęcał swoje życie, aby ocalić świat czarodziejów i wykonać
misję, jaką powierzył mu dyrektor.
W ten sposób musimy dojść do kwestii, która dla mnie jest
największą skazą w charakterze tej postaci. Hodowanie Harry’ego jako prosiaka
na rzeź było... odrobinę nie w porządku w stosunku do chłopca, ale przecież
dyrektor spodziewał się, że wszystko skończy się dobrze. Ale nie był tego pewny i nie powiedział o tym
Harry’emu. Wszystko misternie zaplanował i przez cały ten czas dbał, aby nie
dowiedział się, że i tak musi zginąć. Wymagał
od niego tak wiele, a nigdy nie był z nim do końca szczery. Miał posłusznie
wykonywać polecenia, niszczyć kolejne horkruksy, które nie tylko Voldemorta,
ale i jego samego trzymały przy życiu.
Jednakże, moim zdaniem, najbardziej nie w porządku
Dumbledore był w stosunku do Severusa Snape’a.
Zacznijmy od podsłuchanej przepowiedni. Chwilę po doniesieniu Sami-Wiecie-Komu, Severus błagał go o litość i pomoc dla Lily i jej rodziny. Swoją drogą, czy dyrektor nie mógł się
bardziej postarać? Wiedział, że Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać chce zabić Potterów, wiedział także,
że wśród przyjaciół rodziny znajduje się zdrajca, który donosi Czarnemu Panu.
Dlaczego nie wdrożył większych środków bezpieczeństwa, nie ukrył ich, dlaczego
sam nie został strażnikiem tajemnicy? Wracając jednak do Snape’a, gdy ten
zjawia się w gabinecie dyrektora po zamordowaniu Jamesa i Lily, kiedy rozpacza,
Dumbledore mówi, że przeżył jej syn i używa takiego argumentu: „Jej synek żyje. Ma jej oczy, dokładnie takie same. Na pewno
pamiętasz kształt i kolor oczu Lily Evans, co?” Tak, chciał wzbudzić w nim poczucie winy, co raczej nie było
już konieczne, ale było to także kartą przetargową, ciosem poniżej pasa. Jednakże,
przez kolejnych 16 lat Snape naraża swoje życie, aby wypełniać polecenia
dyrektora i ratuje życia chłopca, którego szczerze nie znosi.
Mimo wielu argumentów oczerniających Snape’a muszę przyznać,
że Dumbledore okrutnie go wykorzystał. Przed
śmiercią mówi mu, że cząstka Voldemorta żyje w Harrym i dopóki on żyje, będzie
żyć i Czarny Pan. Poniższe słowa Snape wypowiedział będąc w szoku, ale musimy przyznać, że są
prawdziwe:
„- Więc chłopiec... musi umrzeć, tak? – zapytał całkiem spokojnie Sanpe.
„- Więc chłopiec... musi umrzeć, tak? – zapytał całkiem spokojnie Sanpe.
- A życie musi mu odebrać sam Voldemort. Tak, Severusie,
To warunek podstawowy.
Znowu zapadło milczenie, które przerwał Snape.
- A ja myślałem... przez te wszystkie lata, że robimy to
dla niej. Że chronimy go dla Lily.
[...]
- Chroniłeś go, utrzymywałeś tak długo przy życiu tylko
po to, by umarł we właściwym momencie?
- Tak cię to szokuje, Severusie? A ilu ludzi umarło na
twoich oczach?
- Ostatnio tylko ci, których nie byłem w stanie ocalić –
odparł Sanpe, wstając. – Wykorzystałeś mnie.
- To znaczy?
- Szpiegowałem dla ciebie, kłamałem dla ciebie, narażałem
życie dla ciebie, a wszystko to robiłem, by zapewnić bezpieczeństwo synowi Lily.
A teraz mówisz mi, że hodowałeś go jak prosiaka na rzeź...”
Harry Potter i Insygnia Śmierci, strona 703/704
A więc chłopiec musi zginąć. Takie założenie towarzyszy
Severusowi przez ostatni rok jego życia. Wie, że wszystkie podjęte działania,
starania, aby ochronić syna Lily, tak naprawdę poszły na marne. Severus Snape umarł z przeświadczeniem,
że syn Lilly Evans musi zginąć. A wszystko co uczynił... Zrobił to na
darmo.
Wracając jeszcze na chwilę do Insygniów Śmierci. Dumbledore zakładał,
że Voldemort dowie się o istnieniu Czarnej Różdżki. Musiał zdawać sobie sprawę,
że będzie jej szukał. Gdy planował swoją śmierć, gdy planował, że Severus go
zabije, chciał umrzeć jako niepokonany. Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem,
różdżka utraciłaby swoją niezwykłą moc. Musiał jednak brać pod uwagę, że te
fakty połączy Lord Voldemort. Oczywiście nie będzie zdawał sobie sprawy z tego, że
Snape zrobił do na prośbę dyrektora, a więc nie będzie wiedział, że różdżka
straciła swą moc. Jasnym jest więc, że prędzej czy później Czarny Pan będzie
chciał zabić Snape’a. Czy nie oznacza to, że Dumbledore świadomie naraził go na
to śmiertelne niebezpieczeństwo, a nawet poświęcił jego życie?
Zawsze i wszystko
Moja lista zarzutów względem zachowania Dumbledore’a w
stosunku do Snape’a jest długa. Ale sam Severus też nie jest bez winy. Mnóstwo
osób bo lekturze ostatniego tomu zaczęło wręcz uwielbiać tę postać, uważać go
za bohatera. W końcu poświęcił swoje
życie, aby ratować syna swojej tragiczne zmarłej ukochanej, był Śmierciożercą,
ale przeszedł na dobrą stronę... Hola, hola!
Zacznijmy od początku, gdy Snape podgląda siostry Evans.
Wkrótce potem rozmawia z Lily na temat czystości krwi i mówi, że nie ma ona
znaczenia. Nie do końca wierzę w szczerość tego wyznania, ale z pewnością dla
Snape’a nie ma znaczenia, że to właśnie Lily pochodzi z mugolskiej rodziny.
Później wyrywa mu się jednak: „Nie potrzebuję pomocy tej małej, brudnej szlamy!” Snape był na najlepszej drodze by z Lily połączyło go coś więcej, ale wszystko zaprzepaścił. Znali się od
dzieciństwa, od tego czasu Severus był zakochany w Lily. A on sam dla niej
bardzo ważną osobą. James, o którego od początku był tak zazdrosny, w jej
oczach był zwyczajnym dupkiem, nawet nie zwróciłaby na niego uwagi. Od zawsze
wiedział, że nie podobają się jej jego znajomości i fascynacja czarną magią.
Dokonał jednak wyboru, wybrał bycie Śmierciożercą. Wszystko co później zrobił,
aby chronić syna Lily, nie przyćmiewa faktu, że to on przekazał Voldemortowi
przepowiednię.
Z pewnością później zżerały go wyrzuty sumienia, próbował
naprawić swój błąd i przez te wszystkie lata robił wszystko, aby chronić syna
swojej ukochanej. Jednakże i w tej
kwestii nie zachowywał się całkowicie w porządku. Harry Potter był synem Lily,
którą tak kochał, i Jamesa, którego tak nienawidził. Wciąż widział w nim małą wersję swojego wroga
ze szkoły, małego Jamesa. Widział w nim tylko złe cechy, nie pozwolił sobie, aby
zobaczyć w nim odbicie Lily. Gdy młody Potter przybył do Hogwartu nie miał
pojęcia kim jest Snape, a on nie miał pojęcia, jaki jest Harry. Nie obchodziło
go to, już podczas pierwszej lekcji wyrwał go do odpowiedzi, gdy ten grzecznie go słuchał. Zadał mu pytania,
na które nie mógł znać odpowiedzi i
ośmieszył go przed całą klasą. Mistrz eliksirów wiedział czym jest poniżenie i
z wielką radością sprawiał, że Harry również poznał smak tego uczucia.
Traktował go niesprawiedliwe, czasami wręcz okrutnie. Nienawiść do Jamesa była
tak silna, że nie potrafił spojrzeć na Harry’ego w inny sposób. To właśnie
Severus sprawił, że chłopiec, który przeżył, tak go nienawidził. Snape wiele
razy powtarzał, że Harry jest podobny do Jamesa. Sam jednak do tego
doprowadził. Sam sprawił, że w stosunku do niego Harry bardziej przypominał swojego
ojca, aniżeli Lily. To na własne życzenie Snape’a Harry wobec niego stał się taki. Sam zakrzewił w nim swoją nienawiść, którą darzył jego ojca.
Podsumowując te rozważania i odsuwając na bok mój
emocjonalny stosunek do tych bohaterów, muszę przyznać, że są to
postacie świetnie wykreowane. Ich losy śledzimy z rumieńcami na twarzach, a 8 lat po premierze
ostatniego tomu cyklu wciąż możemy rozprawiać na temat fabuły i wielu jej zawiłości, wciąż odkrywając coś nowego.
Książki Pani Rowling przepełnione są wieloma mądrościami,
ale w kontekście tego wpisu, nie możemy zapomnieć o dwóch z nich: „Nie jest
ważne, kto kim się urodził, ale czym się stał!”; „To nasze wybory ukazują kim
naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej niż nasze zdolności.”