Rajd - Walimskie Lato 2016
W ubiegły weekend - 28 i 29 maja - w Walimiu rozgrywała się trzecia
runda Rajdowego Pucharu Sudetów – Autoracing Walimskie Lato Rajdowe 2016.
Wiele razy wspominałam Wam o mojej motoryzacyjnej pasji, ale w końcu zamiast tylko
pisać, postanowiłam pokazać Wam jedną z jej odsłon.
Zapraszam na mini fotorelację z tego wydarzenia!
Na łamach bloga wiele razy zdarzało mi się wspominać o moim zamiłowaniu do motoryzacji. Jednym z największych marzeń mojego dzieciństwa była możliwość prowadzenia samochodu, a zamiast lalek w moim pokoju królowały modele samochodów, które kolekcjonowałam. Uwielbiałam się nimi bawić, tworzyć dla nich drogi i skrzyżowania (co zostało mi do dziś, a projektowanie tych ostatnich podczas lekcji polskiego w liceum zabierało mi niebezpiecznie dużo czasu), a wózek dla lalek służył mi jako kosiarka. Później zaczęłam zgłębiać tajniki prasy motoryzacyjnej, na którą regularnie wydawałam kieszonkowe. Kiedy w moim domu pojawił się komputer, moimi ulubionymi grami były oczywiście te poświęcone tematyce rajdów i wyścigów samochodowych. Od zawsze pasjonowały mnie również koparki, traktory, ale także autobusy, o czym kiedyś Wam pisałam. Śmiało można powiedzieć, że mam także hopla na punkcie przepisów ruchu drogowego, najchętniej wprowadziłabym je do szkół jako lekturę obowiązkową. :P
W Walimiu rozgrywała się trzecia runda Rajdowego Pucharu Sudetów – Autoracing Walimskie Lato Rajdowe 2016. Podczas dwudniowej imprezy zawodnicy rywalizowali na dwóch odcinkach specjalnych - po jednym każdego dnia – które przejeżdżali trzykrotnie.
Dwa lata temu pierwszy raz pojechałam oglądać rajd i okazało się, że jest to jeszcze bardziej interesujące, niż w moich najśmielszych wyobrażeniach, mimo że była to impreza raczej amatorska. Od tego czasu staram się regularnie uczestniczyć w takich wydarzeniach, a idealna okazja nadarzyła się w miniony weekend.
W Walimiu rozgrywała się trzecia runda Rajdowego Pucharu Sudetów – Autoracing Walimskie Lato Rajdowe 2016. Podczas dwudniowej imprezy zawodnicy rywalizowali na dwóch odcinkach specjalnych - po jednym każdego dnia – które przejeżdżali trzykrotnie.
Choć nie zabrzmi to dobrze, jednym
z najciekawszych dla mnie momentów były „dzwony”, jakie zaliczyli zawodnicy.
Nigdy przedtem nie miałam okazji, aby zobaczyć takie zdarzenia na żywo, zwykle widziałam
jedynie jego efekty. Muszę przyznać, że moment, w którym samochód traci
przyczepność, obraca się wokół własnej osi, a chwilę później ląduje w rowie,
czy na drzewie, jest naprawdę... Dziwnie długi. Chociaż trwa to ułamki
sekund, w mojej głowie wygląda niemalże jak na zwolnionym filmie.
Muszę przyznać, że dzisiejszy post, to pewnego rodzaju eksperyment. Są wśród Was fani motoryzacji? Co sądzicie o takich wpisach? :)