Rockowe Kobiety: Kasia Kowalska i Agnieszka Chylińska
„Kierowca samochodu o numerach rejestracyjnych ONA [...] proszony jest o przeparkowanie swojego samochodu”. Taki komunikat w opolskim amfiteatrze wywołał salwę śmiechów i braw. Te słowa poprzedziły bowiem rozpoczęcie koncertów Kasi Kowalskiej i Agnieszki Chylińskiej, odbywających się w ramach wydarzenia Rockowe Kobiety.
Bardzo często oceniam koncert przez pryzmat zdjęć, które
udało mi się zrobić i niestety, jeśli te mi się nie podobają, często podobnie
jest z odczuciami na temat całego występu. Tym razem było zupełnie inaczej. Panie rozniosły opolski amfiteatr! A moje
odczucia względem zdjęć i opinia odnośnie koncertu, chyba nigdy wcześniej nie
były tak rozbieżne. Zapewne domyślacie się, co chcę przez to powiedzieć na
temat zdjęć, które wtedy poczyniłam, ale nie mogłam się powstrzymać i nie
opublikować relacji z tak fenomenalnego wieczoru.
Zażartowałabym, że ten wstęp był tak długi, aby oddać
dłużące się oczekiwanie na rozpoczęcie pierwszego koncertu - Kasi Kowalskiej. Gdy weszła na scenę, wzięła do
ręki gitarę i rozpoczęła od mocnej dawki swoich przebojów - Antidotum, Pieprz i Sól, a także utworu
Spowiedź. Taki początek był naprawdę świetną rozgrzewką, mimo końca kwietnia
pogoda nas nie rozpieszczała i temperatura przypominała raczej zimową aurę.
Wokalistka zapytała zresztą publiczność, czy nie jest nam zimno. Po
zdecydowanym i głośnym zaprzeczeniu, zażartowała: Nie? Czyli coś golnęliście przed?
Trzeba przyznać, że artystka nie była zbyt rozmowna w czasie
trwania całego koncertu, co sama zresztą między piosenkami skomentowała, gdy
zapadła głucha cisza, a cały amfiteatr czekał na jej słowa. Mimo bardzo
ograniczonych opowieści, czy dialogów, Pani Kasia zrobiła na mnie wrażenie
osoby ze świetnym poczuciem humoru. I choć mówiła niewiele, kiedy już
powiedziała kilka słów, zapadała absolutna cisza. Najwyraźniej jej słowa
dotarły do nas, gdzieś głęboko.
Mówi się, że artysta żyje tak długo, jak długo żyje jego muzyka. Ja osobiście dużo zawdzięczam temu człowiekowi. Niestety nie ma tego luksusu, który mamy my. Że możemy być tutaj, możemy żyć i oddychać. Dlatego ważne jest, aby cieszyć się każdą chwilą. I sama każdego dnia to sobie powtarzam. Także dzisiaj, w tym miejscu, dla was, dla niego. I zaprezentowała cover piosenki Tak... Tak... to ja zespołu Republika z niezapomnianym Grzegorzem Ciechowskim.
Mówi się, że artysta żyje tak długo, jak długo żyje jego muzyka. Ja osobiście dużo zawdzięczam temu człowiekowi. Niestety nie ma tego luksusu, który mamy my. Że możemy być tutaj, możemy żyć i oddychać. Dlatego ważne jest, aby cieszyć się każdą chwilą. I sama każdego dnia to sobie powtarzam. Także dzisiaj, w tym miejscu, dla was, dla niego. I zaprezentowała cover piosenki Tak... Tak... to ja zespołu Republika z niezapomnianym Grzegorzem Ciechowskim.
Nie zabrakło jednak bardziej optymistycznych momentów - za sprawą najnowszego singla piosenkarki –
Aya, a także Domku z kart czy utworu Będę Jak. Cały koncert był zresztą bardzo zróżnicowany.
Od dobrze znanych hitów sprzed lat, jak Co może przynieść nowy dzień, Wyrzuć
ten gniew; przez mniej znane piosenki, jak Anhedonia, Czekam, czy Boję się, po której wokalistka odłożyła gitarę i zaczęła grać na
bębnie! Piosenkarka namawiała także do
wspólnej zabawy i skakania. Aby ośmielić zgromadzonych pod sceną, zaproponowała
zgaszenie świateł i nastała absolutna ciemność. Był także czas na wyciszenie i ballady –
Bezpowrotnie i Maskaradę.
O tym co działo się podczas tej piosenki, nie sposób nie
wspomnieć. Trudno jednak opisać widok, jaki jej towarzyszył - cały amfiteatr
machający rękami do rytmu piosenki – wprost zapierał dech w piersiach. Artystka
bez trudu namówiła publiczność do wspólnej choreografii, a efekty chyba
pozytywnie ją zaskoczyły. Nie szczędziła
także komplementów: Wspaniale! Proszę wszystkich o rączki i machamy, ćwiczymy.
Ooo! Jak u Chodakowskiej, pięknie!
Ostatnią piosenką było Coś optymistycznego. I choć wcześniej nie zabrakło wspólnego śpiewania, wyśpiewywania różnych wokaliz, tutaj opolska publiczność absolutnie zachwyciła! Oczywiście artystka nie mogła zejść ze sceny bez bisu, który ostudził emocje i pięknie zamknął cały koncert. W amfiteatrze cały chór wyśpiewał piosenkę Leonarda Cohena – Hallelujah. W górę wzniosły się telefony, zapalniczki, to był niesamowity widok, kolejny niezwykły moment tego wieczoru.
Ostatnią piosenką było Coś optymistycznego. I choć wcześniej nie zabrakło wspólnego śpiewania, wyśpiewywania różnych wokaliz, tutaj opolska publiczność absolutnie zachwyciła! Oczywiście artystka nie mogła zejść ze sceny bez bisu, który ostudził emocje i pięknie zamknął cały koncert. W amfiteatrze cały chór wyśpiewał piosenkę Leonarda Cohena – Hallelujah. W górę wzniosły się telefony, zapalniczki, to był niesamowity widok, kolejny niezwykły moment tego wieczoru.
Słuchanie piosenek Kasi Kowalskiej na żywo wywołało we mnie
mnóstwo emocji, także bardzo sentymentalnych, na jej piosenkach się
wychowywałam, dorastałam, jej wielkie przeboje królowały w stacjach radiowych,
gdy miałam kilka lat. Wrócić do nich po latach w taki sposób, to naprawdę
niesamowite, nie sposób się od nich oderwać.
Po przerwie technicznej, w półmroku, w ciemnym stroju, na scenie pojawiła się Agnieszka Chylińska. Na jej koncert chciałam wybrać się już od dłuższego czasu, wyczekiwałam tylko jakiejś okazji, a po koncercie sylwestrowym, po prostu nie mogłam się tego doczekać. I w końcu nadszedł ten moment. Na pierwszy ogień poszły piosenki z ubiegłorocznego albumu Forever Child – Borderline i Klincz. Wokalistka szybko ruszyła do publiczności, obchodząc, a właściwie obiegając całą szerokość sceny od lewej do prawej strony, patrząc prosto w oczy fanów. A podczas charakterystycznych elektroniczno-muzycznych przerywników skakała wraz z muzykami z taką intensywnością, że trudno było mi uwierzyć, że kolejną zwrotkę zaśpiewała bez najmniejszej zadyszki. Moim ulubieńcem została jednak kolejna piosenka - Klincz – która utknęła mi w głowie na jeszcze wiele dni po koncercie. Energia, dynamika, wokal, kolokwialnie rzecz ujmując – totalny sztos! Parę minut później cały amfiteatr wypełnił się telefonami, bowiem jakby na komendę, mnóstwo osób wyciągnęło telefony, rozbrzmiała bowiem Królowa łez.
Po przerwie technicznej, w półmroku, w ciemnym stroju, na scenie pojawiła się Agnieszka Chylińska. Na jej koncert chciałam wybrać się już od dłuższego czasu, wyczekiwałam tylko jakiejś okazji, a po koncercie sylwestrowym, po prostu nie mogłam się tego doczekać. I w końcu nadszedł ten moment. Na pierwszy ogień poszły piosenki z ubiegłorocznego albumu Forever Child – Borderline i Klincz. Wokalistka szybko ruszyła do publiczności, obchodząc, a właściwie obiegając całą szerokość sceny od lewej do prawej strony, patrząc prosto w oczy fanów. A podczas charakterystycznych elektroniczno-muzycznych przerywników skakała wraz z muzykami z taką intensywnością, że trudno było mi uwierzyć, że kolejną zwrotkę zaśpiewała bez najmniejszej zadyszki. Moim ulubieńcem została jednak kolejna piosenka - Klincz – która utknęła mi w głowie na jeszcze wiele dni po koncercie. Energia, dynamika, wokal, kolokwialnie rzecz ujmując – totalny sztos! Parę minut później cały amfiteatr wypełnił się telefonami, bowiem jakby na komendę, mnóstwo osób wyciągnęło telefony, rozbrzmiała bowiem Królowa łez.
Po tak mocnej dawce energii wróciliśmy do mniej znanych
piosenek z nowego krążka artystki (Fajerwerk i Rozpal), a następnie cofnęliśmy
się do samych początków kariery wokalistki, gdy debiutowała w Opolu wraz z
zespołem O.N.A. A to za sprawą utworów Najtrudniej, Drzwi i Znalazłam.
Agnieszka opowiadała też o debiucie na festiwalu w Opolu, wspomniała, że po
prostu chciała, aby ktoś ją zapamiętał.
Kontynuowaliśmy błyskawiczną podróż w czasie, przyszedł
więc czas na Winną. Moją absolutną ulubienicę, którą wyśpiewał cały tłum, a
na moich rękach znów pojawiła się gęsia skórka. Agnieszka wciąż namawiała
do wspólnego śpiewania i stwarzała ku temu świetne okazje. Nie zabrakło także wspólnego klaskania,
czy skakania i zagadywania poszczególnych osób z publiczności – Balkon widzę
was! Zagaiła także do stojących tam strażaków, którzy pilnowali przebiegu
imprezy. Odmachał mi! Wybaczcie, na swój głupi sposób próbuję się
zaprzyjaźnić z ludźmi…
Wspólne śpiewane wyszło fanatycznie także przy
następnych piosenkach - Kiedy powiem
sobie dość i Nie mogę Cię zapomnieć. Mimo
że ludzi było mnóstwo, na widowni bez trudu można było znaleźć wolne miejsca,
większość opuściła bowiem swoje krzesełka i zeszła na dół, aby szaleć pod
sceną.
Kontrast między kompozycjami był wręcz uderzający, zwłaszcza
przy następnym numerze – Niekochana – po której wróciliśmy do nowej płyty (Jak dawniej), pojawił się też najnowszy
singiel KCACNL. A na koniec zaserwowano
nam Zostaw. Na bis ponownie pojawiła się Królowa łez. A ja podtrzymuje opinię, która kołatała mi w głowie podczas
sylwestrowej nocy - królowa jest tylko
jedna. Dla mnie Agnieszka Chylińska na scenie jest totalną petardą, widać, że
ludzie dają jej energię, a ta oddaje ją z nawiązką.
To był absolutnie fenomenalny wieczór, dwa niezwykłe
koncerty, za które chciałabym podziękować organizatorowi – firmie Igrzyska Rocka - która przygotowuje już kolejne wydarzenia. Trzeba przyznać, że
poprzeczkę postawili sobie naprawdę
wysoko!
Byliście na koncercie którejś z wokalistek? Twórczość której
z nich jest Wam bliższa?