Relacja z koncertu Margaret
Zdjęcia sprawiają, że w każdej dowolnej chwili możemy cofnąć się w czasie i
wrócić do dawno minionych już wydarzeń. Za ich pomocą chciałabym opowiedzieć
Wam o ubiegłorocznym koncercie Margaret. Postawiłam na blondynkę, ale ku mojemu
zdziwieniu, ta nie pojawiła się na scenie!
Zapraszam na relację z koncertu Margaret, który odbył się 16
października 2016 roku, z okazji 6 Urodzin Galerii Victoria.
Margaret słynie z odważnych stylizacji, ekstrawaganckich
połączeń ubrań, a także oryginalnych
kostiumów scenicznych. Idąc na koncert
wokalistki, byłam bardzo ciekawa tego, w
jakim stroju się zaprezentuje. Piosenkarka zrobiła mi jednak psikusa, ubierając się dość zwyczajnie,
zdecydowanie zaszalała jednak z fryzurą. Gdzieś zniknęły piękne, blond włosy, a
na jej głowie pojawiły się siwe warkoczyki. Pierwsze piosenki zaśpiewała
dodatkowo mając na sobie oryginalne okulary i trzeba przyznać, że cała
stylizacja robiła wrażenie.
Przejdźmy jednak do najważniejszego – muzyki. Koncert rozpoczął się mocną dawką
energicznych piosenek: od tanecznego hitu Heartbeat, przez najnowszy wtedy
singiel Elephant, aż po Wasted. Nie
trzeba było czekać ani chwili, aż licznie zgromadzona w Galerii Victoria
publiczność zacznie świetnie się bawić. Wspólne śpiewanie rozpoczęło się niemal
natychmiast, a Margaret świetnie wykorzystała to przy kolejnej piosence – Star
a fire – której pierwsza część została zagrana w delikatnej aranżacji, w
akompaniamencie tylko jednego instrumentu. Wokalistka zaczęła dopytywać, czy ktoś był, oglądał, lub
pamięta Mistrzostwa Świata w Siatkówce z 2014, piosenka była bowiem hymnem tej
imprezy.
Następnie przyszedł czas na serię coverów, Margaret
zaśpiewała piosenki, w których mogliśmy usłyszeć ją już na galach Eska Music Awards - Lush Life Zary Larsson i ogromny hit Ellie
Goulding Love me like you do. Muszę przyznać, że ta piosenka była totalnym
szaleństwem. Właściwie trudno to opisać, ale na moich rękach pojawiła się gęsia
skórka, gdy wszyscy, cały tłum śpiewał kolejne wersy, wypełniając śpiewem całą
galerię. Równie głośno było także
podczas kolejnej piosenki - najgorętszego hitu Margaret, którego sam tytuł wywołał gromkie owacje – Cool me down. Dodam, że
utwór zabrzmiał tego wieczoru aż trzy razy. A to za
sprawą bisu i fanki, która została zaproszona na scenę.
Na chwilę zwolniliśmy tempo, na scenie pojawiły się krzesełka, gitara akustyczna, a Margaret postanowiła zaprosić kogoś do wspólnego śpiewania. Wybór padł na pewną dziewczynkę, z którą miała zaśpiewać Smak Radości. Pojawiły się jednak pewne komplikacje, związane z brakiem znajomości tekstu, ale piosenkarka szybko je przerwała mówiąc: Ania, a co umiesz śpiewać? Piosenka, która przed chwilą rozbrzmiewała, została zagrana ponownie, tym razem w akustycznej wersji, przy akompaniamencie gitary akustycznej. Było już zdecydowanie lepiej, a Margaret ze wszystkich sił starała się zadowolić fankę i znaleźć piosenkę, którą razem zaśpiewają, a robiła to w absolutnie przeuroczy sposób. W końcu zaproponowała O mnie się nie martw i ten pomysł zakończył się absolutnym sukcesem.
Na koniec części akustycznej Margaret już sama zaśpiewała cover utworu Billionaire i dwie mniej znane piosenki ze swojego albumu Add the Blonde - As good as i Dance for 2. Margaret na scenie była bardzo dynamiczna i ruchliwa, przez prawie cały czas tańczyła. Koncert zakończył się pierwszym singlem Margaret, którym pięknie podziękowała za cały koncert śpiewając Thank you very much.
Idąc na koncert Maragret, byłam bardzo ciekawa, jak naprawdę radzi sobie na żywo, opinie na ten temat są bowiem bardzo podzielone. Osobiście muszę powiedzieć, że często pojawiające się porównywanie wokalistki do Rihanny nie jest wcale całkowicie bezzasadne. Obie mają słabsze i lepsze występy, ja jednak trafiłam na bardzo dobrą dyspozycję wokalistki, a patrząc na najnowsze koncerty trzeba przyznać, że głos Małgosi brzmi naprawdę bardzo dobrze.
Wokalistka stworzyła bardzo przyjazny, przyjacielski i lekki klimat. Od samego początku, do końca
koncertu promieniowała pozytywną energią, którą podzieliła się z publicznością. Margaret sprawiła wrażenie niesamowicie pozytywnej osoby,
przez cały koncert wciąż się uśmiechała, wzrokiem wyłapywała poszczególne osoby
z widowni, co z pewnością sprawiało im ogromną frajdę. Pomiędzy utworami nie
zabrakło krótkich dialogów, opowieści. Swoim zachowaniem, ale przede wszystkim rozmową z fanami całkowicie mnie zaczarowała. Wydała mi się niezwykle uroczą osobą.