Piknik Lotniczy - Kraków 2016
Nad dawną stolicą Polski pojawiły się dziesiątki maszyn. Podziwialiśmy współczesne samoloty, ale także repliki historycznych statków powietrznych. Były samoloty i śmigłowce, wojskowe i cywilne; z Polski, Niemiec, Czech, Słowacji i innych państw.
Zapraszam na mini fotorelację z tego wydarzenia!
Trudno powiedzieć, żeby lotnictwo było moją pasją. Gdy widzę samolot, potrafię co najwyżej opisać jego wygląd. Czyli mniej więcej to, na co stereotypową kobieta zwraca uwagę, gdy rozróżnia samochody. Wszystkie latające maszyny od zawsze pasjonowały mojego tatę, stąd też moja obecność na Małopolskim Pikniku Lotniczym.
Pokazy odbywały się na historycznym lotnisku Rakowice-Czyżyny, siedzibie Muzeum Lotnictwa Polskiego. Zdarzało mi się już bywać na podobnych wydarzeniach, zwykle były to jednak imprezy u naszych południowych sąsiadów. Nigdy jednak nie oglądałam przelotów i akrobacji samolotów w miejskim krajobrazie. Teren lotniska zewsząd otaczały bloki, centrum handlowe, a także dźwigi i żurawie, które zapewniły naprawdę oryginalne tło dla latających maszyn.
Na krakowskim niebie zagościły samoloty, śmigłowce, a także paralotniarzy i spadochroniarzy. Część z nich szybowała wraz z flagami: Polski, Unii Europejskiej, Krakowa czy Straży Miejskiej.
Już same przeloty samolotów mogły robić wrażenie, ale dla
mnie najciekawszym punktem były akrobacje. Samoloty latały pod
najdziwniejszymi kątami. Wirowały w górę, tworząc na niebie spirale z dymu,
który wypuszczały, a następnie gwałtownie spadały. Tworzyły na niebie różne
wzory, nie zabrakło olbrzymiego serca, a także wielkiej, uśmiechniętej buźki. Wyglądało to naprawdę efektownie!
Dużą dawkę atrakcji dały także pokazy grup akrobacyjnych. Kilka samolotów leciało obok siebie tak równo i jednocześnie tak blisko, że wydawało się to niemal niemożliwe. Wielokrotnie efektownie się mijały, a następnie zbliżały na niewielką odległość. Za sprawą perspektywy, wydawało się, że zaraz zabraknie im miejsca i spotkają się w powietrzu.
Warto wspomnieć, że pierwszy dzień pokazów, z którego pochodzą zamieszone tutaj zdjęcia, odbywał się 25 czerwca. Tego dnia Polska rozgrywała mecz ze Szwajcarią, o awans do ćwierć finału EURO. Gdy dotarło do mnie, że nie będę mogła zobaczyć owego spotkania, byłam zrozpaczona. Trzeba było jednak jakoś sobie poradzić i na bieżąco śledziłam przebieg 1/8 finału dzięki telefonowi. Okazało się jednak, że relacja na żywo jest zdecydowanie wolniejsza od rekcji kibiców, którzy mecz oglądali w swoich domach. Nagle zza naszych pleców, z odległych bloków, dobiegły nas okrzyki radości, po chwili podobne odgłosy pojawiły się z drugiej strony lotniska i pewnym było już, że musieliśmy strzelić bramkę. Najbliższe zabudowania znajdowały się naprawdę niedaleko i gdy mecz dobiegł końca na jednym z balkonów pobliskiego bloku pojawili się wierni kibice, którzy głośno okazywali swoją radość, skakali i machali do osób znajdujących się na terenie lotniska.
Mimo wielu atrakcji przewidzianych w programie wydarzenia, znaczące
oddziaływanie na mój odbiór imprezy miał ogromny upał. Było absolutnie,
potwornie gorąco, a cały dzień spędziłam prażąc się w słońcu. Tę przyjemność
okupiłam czerwonymi niczym płachta na byka, nogami. Aby pozostać w tematyce zoologicznych
porównań, obecnie przeobraziłam się w węża, który linieje.
Trzeba jednak przyznać, że jest to bardzo ciekawe wydarzenie, oby takich więcej!
Trzeba jednak przyznać, że jest to bardzo ciekawe wydarzenie, oby takich więcej!