Magiczne animacje Disney'a
Po co właściwie ogląda się filmy? Dla emocji? Dla przeżywania
i doświadczania przygód, poznawania świata? Powodów mogą być tysiące, a
wszystkim muszą sprostać animacje.
Skierowane do niesamowicie wymagających - najmłodszych, ale mające zadowolić
także starszych widzów. Rozbawić, wzruszyć….
Po długim czasie nie oglądania filmów, dla mnie nowych, powróciłam do tego
zajęcia i wpadłam jak śliwka w kompot. Nagle poczułam potrzebę odkrywania
kolejnych filmowych historii, nadrobienia klasyków i głośnych premier ostatnich
lat. Wiele z nich skrupulatnie omijałam. Najbardziej przykładałam się do
ignorowania bajek, bo te z reguły nastawione są na wywoływanie emocji,
wzruszenie, a to w moim przypadku bardzo groźne, wręcz niebezpieczne zjawisko.
Właściwie nie wiem dlaczego spośród tyłu fenomenalnych filmów, które obejrzałam w ostatnich miesiącach, postanowiłam napisać o animacjach, ale zawsze miałam słabość do bajek. A z wiekiem tylko się to pogłębia. Z dzisiejszej perspektywy trudno mi wyobrazić sobie siebie nie płaczącą na Królu Lwie, ale to zaczęło się u mnie, dopiero gdzieś w wieku gimnazjalnym. I z każdym seansem coraz bardziej się pogłębia. Wypadałoby w końcu zacząć dorastać i zacząć panować nad emocjami... Z takim problemem mierzyła się także bohaterka filmu, od którego chciałabym dziś zacząć.
Kraina lodu
Zdaje się, że trudno byłoby znaleźć osobę, która nie
słyszała o tym filmie. W pewnym momencie Elsa z Frozen była absolutnie
wszędzie, na plecakach, piórnikach, nie wspominając o lalkach i tysiącach innych gadżetów. Jednak
jeszcze większego zamieszania narobiła piosenka promująca film – Let it go –
Mam tę moc. Niezwykle rzadko zdarza się, aby piosenka tak wybiła się poza film i
istniała niemalże równolegle i niezależnie od niego. Łapiąc za serca także tych, którzy
filmu nie widzieli. Tak właśnie było ze mną, aż w końcu obejrzałam i animację. Nie spodziewałam się, że zostanę fanką Krainy Lodu. Ale bez
wątpienia ta historia mnie zaczarowała.
Choć rozpoczynając seans, właściwie nie
znałam fabuły, miałam już w głowie różne sugestie i opinie. Jedną z nich był
fakt, że film w pewien sposób jest podobny do Króla Lwa. Było w tym trochę racji, można odnaleźć tutaj parę podobnych
motywów, choć są one poprowadzone w inny sposób, pomieszane, odwrócone i tak
dalej. Można doszukać się jednak pewnych zależności. Filmy łączy choćby spora ilość piosenek. Dość często bohaterowie
opowiadają, czy rozmawiają ze sobą śpiewając. Niekoniecznie lubię takie zabiegi, to w pewnym momencie wkręciłam się tę musicalową konwencję i muszę przyznać, że piosenki były rewelacyjne. Trzy z nich szczególnie podbiły moje serducho.
Kiedy w filmie pierwszy raz zabrzmiało Mam tę moc, po plecach przeszły mi ciarki, to było bardzo emocjonalne
przeżycie. Zabieg ze śpiewaniem na głosy dwóch różnych, właściwie
przeciwstawnych piosenek, był wprost fenomenalny. Gdy Mam tę moc rozbrzmiało
drugi raz, już w pełnej wersji, miało już zupełnie inny wydźwięk.
Podczas seansu zaskoczyło mnie jednak, że to nie dobrze
znana i powszechnie rozpoznawana, twarz bajki - Elsa - jest jej
główną bohaterką. Bazą tej opowieści jest jej siostra Anna, którą bardzo polubiłam. W tym
momencie nie sposób nie wspomnieć o emocjach, których przysparza film. Już od
początku seansu twórcy zafundowali nam emocjonalną huśtawkę: na zmianę
wzruszenie i śmiech. Raczej rzadko śmieję się na filmach, raczej uśmiecham się w środku, płaczę za to dość często i tutaj działo się to
niemalże co chwilę. Wzruszyć można się już krótko po rozpoczęciu seansu, a
później jest już właściwie dowolność. Śmiech, radość, łzy. Poruszających momentów nie brakuje.
Rzadko pojawiają się bajki z tak dużą ilością fajnych
bohaterów, tutaj każdy jest „jakiś”, ma konkretną osobowość, motywację, jakąś historię, która sprawia, że zachowuje się w dany sposób. Nie przepadam za postaciami
księżniczek i rzadko takie filmy zostają ze mną na dłużej, a tutaj przyszło
kolejne zaskoczenie! I chociaż fabuła ma parę nieścisłości, a zakończenie nie zaskoczyło mnie, to nie spodziewałam się, że bajka zrobi na mnie takie wrażenie. Film jest niezwykle czarujący. Kraina lodu to także niesamowity klimat, wprost magiczny.
Coco
Pod koniec ubiegłego roku usłyszałam o Coco i już sam opis
fabuły, a właściwie absolutnie
wszystko mówiło, że to film dla mnie. Film miał poruszać i wzruszać. Mnie
totalnie rozłożył na łopatki. To co Disney i Pixar robią z widzem, to
prawdziwa magia. Jak naciskają odpowiednie struny, wprost wyciskając z nas
emocje.
Bohaterem filmu jest młody chłopiec kochający muzykę,
zdeterminowany by gnać za swoimi marzeniami. Jego rodzina nie podziela tej pasji. Muzyka w
jego domu jest wręcz zakazana. Film to
właściwie bitwa tych dwóch światów, wartości – marzenia kontra rodzina.
Wszystko dzieje się podczas meksykańskiego święta zmarłych,
a znaczna część akcji ma miejsce „po drugiej stronie”. Odkrywamy świat zmarłych, a trzeba przyznać, że jest to
bardzo malownicze miejsce… Animacja
wprost zachwyca. Przedstawione obrazy są po prostu przepiękne. Tak kolorowe, tak
pełne szczegółów i detali. Spektakularne. Cały świat po prostu porywa.
Jednocześnie porusza ważny i dość trudny temat. Ci, którzy choć trochę zapoznali się z fabułą,
zapewne domyślili się jaki myk chcą zaserwować nam twórcy, ale… Hola! Hola! Nie
zabraknie niespodzianek, zwrotów akcji,
które sterowały moimi odczuciami w bardzo różne rewiry. Gdy już do
przedstawionych wydarzeń nastawiłam się w pewien sposób, niespodzianka!
Wszystko zmieniało bieg. Znów coś mnie zaskakiwało.
Właściwie trudno mi napisać coś więcej, bo film zrobił na
mnie ogromne wrażenie. Aż chciało by się rymując napisać, że Coco jest spoko, ale dla
mnie jest o wiele, wiele więcej. Kolokwialnie rzecz ujmując, ten film po
prostu pozamiatał!
Zwierzogród
Młoda dziewczyna, z wielkimi ambicjami, z małego miasta.
Wchodzi w dorosły świat i zaczyna swoją zawodową karierę. Zdeterminowana, by
zrealizować marzenia, wybiera zupełnie inny zawód, niż pokolenia jej rodziny.
Przeprowadza się do wielkiego miasta, które urządza jej dość chłodne powitanie i szybko weryfikuje jej
wyobrażenia.
Mowa o małej króliczce, która wprowadza się do tytułowego
Zwierzogrodu - wielkiej metropolii, pełnej najróżniejszych zwierząt -
roślinożerców i drapieżników, które żyją obok siebie. Nie jest to jednak animacja, do której
przyzwyczaili nas twórcy. To niemalże kryminał. Główna bohaterka musi rozwiązać
poważną sprawę, a my razem z nią prowadzimy dochodzenie. Po nitce do kłębka,
odkrywamy kolejne okoliczności sprawy.
Zapoznając się z fabułą pomyślałam, że to może być coś… I
było! Fabuła trzyma w napięciu, twórcom
udało się mnie wystraszyć, rozbawić, ale i zaskoczyć. Główni bohaterowie
kompletnie mnie kupili, chyba nie sposób ich nie polubić. I jeszcze to
zakończenie!
Przemycono wiele nawiązań do innych filmów, a także samych produkcji Disney’a, znanych marek - wystarczy spojrzeć choćby na telefon bohaterki. Zwierzogród to prawdziwe bogactwo animacji, tyle różnych przedmiotów cieszy nasze oczy. Wszystko tutaj zostało dopracowane w najmniejszych szczegółach.
Przemycono wiele nawiązań do innych filmów, a także samych produkcji Disney’a, znanych marek - wystarczy spojrzeć choćby na telefon bohaterki. Zwierzogród to prawdziwe bogactwo animacji, tyle różnych przedmiotów cieszy nasze oczy. Wszystko tutaj zostało dopracowane w najmniejszych szczegółach.
Przedstawiony świat jest jednak przepełniony uprzedzeniami,
stereotypami, a nawet brakiem tolerancji, dyskryminacją czy rasizmem. Cały
morał płynący z opowieści z łatwością można przełożyć na współczesną sytuację
polityczną i choć bajka ma jasny przekaz i uczy tolerancji, to zwolennicy obu rozwiązań kryzysu
mogą znaleźć tutaj argumenty na poparcie swojego stanowiska.
W głowie się nie mieści
O W głowie się nie mieści, a właściwie Inside Out przez długi czas nie miałam pojęcia. W moim odczuciu przeszedł bez większego echa, dopiero przez polecenie zaczęłam się nim interesować. To bardzo ciekawy koncept i zupełnie inna perspektywa. Ale po kolei.
Bohaterem filmu jest niemowlak, który dorasta na naszych
oczach. Osobie, która nie przepada za dziećmi nie szczególnie podobała się taka
perspektywa, ale szczęśliwie szybko na ekranie pojawiło się, to co sprawia, że animacja jest absolutnie nietuzinkowa
– miejsce kontroli emocji. Gdzie rezydują Radość, Strach, Gniew, Odraza i
Smutek. Każda z istot odpowiada za konkretną emocję i przejmują nad nami
kontrolę w danych sytuacjach. Większość czasu spędzamy, gdy nasza bohaterka ma już 12 lat i przeżywa pierwsze
trudne chwile, a w centrali, gdzie kontroluje się emocje, pojawiają się poważne
problemy.
W filmie o emocjach nie mogło zabraknąć ich samych. Nie wchodząc w szczegóły pojawił się tutaj moment, który przypomniał mi Mufasę z Króla
Lwa, ale w kompletnie innym motywie, motywacji, znaczeniu. Trudno wytłumaczyć to bez zdradzania
kluczowych szczegółów, ale dla mnie była to najmocniejsza scena filmu, ale
jednocześnie przepiękna.
To co dzieje się dalej, daje absolutnie wspaniałą lekcję. Morał jest naprawdę genialny: metaforyczny, ale i dosłowny. Nie zabrakło jednak także humoru, a mnie – miłośniczce kotów – do serca najbardziej przypadła jedna z ostatnich scen, pewien bonus, już podczas napisów końcowych. Gdy zaglądamy do głowy kota i tego, co dzieje się z załogą jego konsoli.
Muszę przyznać, że absolutnie uwielbiam Disney’a i animacje, które tworzy. Dają tyle emocji,
wrażeń. Oglądanie ich produkcji zwykle nie kończy się zaraz po seansie. Z taką łatwością tworzą magiczną i porywającą
atmosferę, ciekawą i oryginalną fabułę. Jak? To właśnie w głowie się nie mieści!
Na blogu pojawił się już kiedyś wpis dotyczący bajkowych
animacji, dotyczył jednak moich ulubionych filmów tego typu, tych które
uwielbiam już od wielu lat, a poznałam je w dzieciństwie. Oglądałam je już
dziesiątki razy i wciąż mi mało. To wydaje mi się ich największą zaletą. Wszystkie opisane dziś filmy to moje nowe odkrycia, choć po ich oglądnięciu byłam absolutnie zachwycona, prawdziwym testem będzie dla nich czas i kolejne
seanse.
Oglądaliście któryś z tych filmów? Podobał się Wam? Jakie
animacje z ostatnich lat lub te, które niedawno odkryliście zrobiły nas Was
największe wrażenie?
Zobacz także:
Bajki z dzieciństwa |